Video Of Day

Kłamstwo

- Moje serce zostało złamane. Okłamał mnie. Zdobył moje zaufanie, przeniknął w moje życie, zajął moją przestrzeń, dostał się do mojej duszy! Ukradł mi serce, a teraz…
Nie był mi wcale potrzebny, miałam przecież wszystko: kwiaty, wielbicieli, ciekawe życie! Nie miałam tylko stałego partnera, ale dlatego, że sama nie chciałam. Miałam za to wybór, że ho-ho! On… Nie, najpierw nawet go nie zauważyłam, specjalnie się w oczy nie rzucał. Ale tak pięknie mnie adorował! Kwiaty, prezenty, komplementy! Nie miałam głowy do żadnego związku – jestem jednostką twórczą, bardziej mnie zajmowały moje projekty, niż jego osoba. Jestem spontaniczna, robię to, na co mam ochotę, ciężko mnie nawet w domu zastać, czasu wolnego mam może ze trzy minuty… Jakoś mu się udało wstrzelić.
Z czasem odkryłam, że jest coraz częściej obok. Sympatyczny, z poczuciem humoru, taki wrażliwy… Pewnie miał jakieś wady, ale nie dostrzegłam, nie wnikałam. Zakochałam się!!! Jak jakaś pannica, chociaż swoje lata przecież mam! Teraz już chciałam, żeby był cały czas blisko. Żeby płaszczyk podał, drzwi otworzył, łzy otarł…
Sama zaproponowałam, żebyśmy zamieszkali razem. Już wiedziałam, że spotkałam swój Ideał. Pozwoliłam sobie na miłość – taką bezgraniczną, całkowitą, wszechogarniającą. Chciałam na zawsze, ciągle, tylko on i ja, żeby nigdy się nie rozstawać.
To było piękne, zachwycające, wspaniałe! Zamieszkaliśmy razem i zaczęłam urządzać nasze gniazdko. Jestem mistrzem w tworzeniu komfortu, jak mam się dla kogo starać! Gotowałam wymyślne dania, przestałam się miotać, odnalazłam sens w życiu. Troszczyłam się o Niego, podawałam wszystko pod nos, głaskałam po głowie, zasypiałam na Jego ramieniu… Modliłam się do Niego, ustawiłam Go na lśniącym piedestale, zbudowałam kapliczkę.
Ale szczęście nie trwało długo, jedynie jakichś parę lat. Bo on mnie okłamał. Zaczął uciekać. Nie wiem dokąd, chyba do swojego życia, w którym mnie nie było. Najpierw rzadko, potem coraz częściej… Mówił, że kocha i chce być ze mną, ale… Co to za miłość, od której się ucieka???
Oczywiście, próbowałam rozmawiać. Ale on ciągle wzdychał i mówił, że przesadzam, że się nakręcam. Ja tylko chciałam wyrazić swoje uczucia! Przecież mam do tego prawo! Nie, on się nigdy nie kłócił, nie obrażał… Ja się obrażałam. Zrobiłam się poirytowana i ponura i miłość zaczęła gasnąć. Pewnego dnia spojrzałam na niego i zobaczyłam przeciętnego człowieka, który nie jest wart funta kłaków. Co ja z nim robię? Po co mi on?
Zrzuciłam go z piedestału. Tak, bolało i było przykro, wylałam wiele łez, ale musiałam to zrobić, bo zaczęłam się rozsypywać.
Teraz znów jestem sama. Moje życie trwa. Mam ukochaną pracę, wspaniałych przyjaciół i kochającą duszę. Tylko jedno pytanie mnie męczy: dlaczego? Dlaczego mnie okłamał?

**********************

- Teraz jestem sam. Liżę rany. Nie, błagam, żadnych związków, żadnych znajomości. Na razie muszę przemyśleć i zrozumieć, dlaczego ona mnie tak przebiegle okłamała?
Gdy Ją zobaczyłem – moje serce zatrzepotało. Co za kobieta! Nie jakaś siksa, młodziutka laska, a prawdziwa, dojrzała, piękna kobieta – zdecydowana, a jednocześnie czuła, delikatna, tajemnicza, z pasją. Marzenie!
Nie było łatwo Ją zdobyć – wciąż się czymś zajmowała, coś tworzyła, gdzieś biegła. Była jak motyl. Zbudziła we mnie zapomnianą czułość – chciałem Jej bronić, chronić, osłaniać, być blisko. Czasem udawało mi się zwrócić na siebie Jej uwagę, gdy bardzo się starałem. To było jak zew natury – o taką kobietę warto było zabiegać! Najbardziej podobało mi się to, że każdego dnia zaczynałem swoje starania od początku i marzyłem, by robić to przez całe życie.
Coraz częściej pozwalała się zbliżyć do siebie. Leciałem na każdą randkę jak młodzieniaszek! Zachwycała mnie – za każdym razem odkrywałem coś nowego, jak kolejny level skomplikowanej zagadki.
To Ona zaproponowała wspólne zamieszkanie. Aż mi dech zaparło! Najbardziej mi się podobała jej wewnętrzna wolność. Zwykle samotne kobiety czepiają się wolnego faceta, w oczach już im się świeci napis „i żyli długo i szczęśliwie i umarli tego samego dnia”. Ona tego nie miała. Wiedziałem, że jest Jej dobrze ze mną, ale także dobrze beze mnie. Dlatego tak bardzo się starałem i Ona to doceniła. Zamieszkaliśmy razem.
Najpierw było cudownie, jak we śnie. Dbałem o dom, czułem się Tarzanem. Ale!!! Coś się zaczęło zmieniać. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, po prostu Jej robiło się coraz więcej, a mnie – coraz mniej… Czułem to nawet fizycznie, jakby mnie wypełniała, wypierała… Potworne uczucie. Rozwalające. Miałem ochotę uciekać – natychmiast i jak najdalej.
Nie, nie mam Jej nic do zarzucenia. W domu – porządek i komfort, Ona wciąż piękna, zadbana. Karmiła mnie niesamowitymi daniami, żadnych „gotowych” posiłków, wszystko świeże, własnoręcznie zrobione… Patrzyła na mnie, jakbym nie był człowiekiem z krwi i kości, tylko posągiem jakimś Michała Anioła albo czymś w tym rodzaju… Pięknie, ale to nie ja.
Tak, przyznaję się – zacząłem się odsuwać. Nie, nie miałem innej kobiety. Po prostu starałem się zorganizować sobie życie, żeby od czasu do czasu wyrwać się do innej przestrzeni. Tam, gdzie Jej nie było i gdzie znowu mogłem być sobą. Kochałem Ją, próbowałem tłumaczyć, ale nie słuchała. Taka już Jej twórcza natura – wymyśli sobie jakiś scenariusz, a potem się dziwi, że wychodzi inaczej. Idealizowała mnie, a ja nie jestem ideałem!
W dalszym ciągu dbałem o Nią, przynosiłem prezenty, nie chciałem rozstania. Chciałem tylko oddzielić Ją od siebie, ustanowić jakieś granice. Obrażała się, próbowała się pokłócić. Mówiłem, że kocham, że się nakręca, że nasze relacje mogą być wspaniałe, jeśli tylko nieco się rozdzielimy. Że my już nawet nie „przylegamy” do siebie, tylko „się przenikamy” i zatracamy…
Pewnego razu pękło i się rozstaliśmy.
- Zrzuciłam cię z piedestału, mój bohaterze, - powiedziała. – Zburzyłam kapliczkę.
- A po co mnie tam postawiłaś? – chciałem zapytać, ale się powstrzymałem. Widocznie nie potrafiła inaczej.
- Okłamałeś mnie, - powiedziała z płaczem.
Patrzyłem na nią i myślałem: „ty też mnie okłamałaś. Pokochałem tamtą, krążącą w przestworzach kobietę, o lśniących oczach, niedościgłą pasjonatkę życia, o którą zabiegałem każdego dnia i marzyłem, by zabiegać do końca życia. Gdzie jesteś, piękny motylu?” Zobaczyłem, że jestem źródłem jej cierpienia i odszedłem.
Teraz jestem sam, liże rany. W zasadzie, wszystko w porządku. Tylko jedno pytanie mnie męczy: dlaczego? Jakim cudem tak przebiegle mnie okłamała?

Na motywach opowiadania Iriny Sieminoj. Przekład I.Z.
© Po Pierwsze Ludzie

Brak komentarzy:

Obsługiwane przez usługę Blogger.