Miłością świat zalewaj
-Miłością świat zalewaj- rzekł mistrz do ucznia swego, gdy mijała właśnie rocznica jego pobytu w klasztorze.
- Robię to mistrzu, każdego dnia celebrując światłość, dobro i współczucie.
- Czyżby? - pyta podstępnie mistrz
Słońce zachodziło i dzień chylił się w miłosnym uniesieniu, ku nocy kierując swą światłość.
- Spójrz – rzecze mistrz, cóż widzisz na niebie?
- Ciemność nadchodzi, światło umiera, ciemność nastaje, nie będzie słońca, księżyc tylko, który mroku nie rozjaśni.
- Cóż widzisz? – zapytał raz jeszcze mistrz tego, który nie wiedział.
- Ciemność nadchodzi, światło odchodzi – zakłopotany uczeń, dziwił się ponownemu zapytaniu mistrza.
- A co ze światem się dzieje? – drąży temat mistrz.
- Znika, w ciemności go nie – uczeń odpowiada, lecz znając mistrza i jego mądrość analizuje swoją odpowiedź. Lecz cóż, nic innego powiedzieć nie może, prócz prawdy wypowiedzianej.
Zasmucił się mistrz:
- Rok zmarnowany – rzucił krótko i odszedł.
- Robię to mistrzu, każdego dnia celebrując światłość, dobro i współczucie.
- Czyżby? - pyta podstępnie mistrz
Słońce zachodziło i dzień chylił się w miłosnym uniesieniu, ku nocy kierując swą światłość.
- Spójrz – rzecze mistrz, cóż widzisz na niebie?
- Ciemność nadchodzi, światło umiera, ciemność nastaje, nie będzie słońca, księżyc tylko, który mroku nie rozjaśni.
- Cóż widzisz? – zapytał raz jeszcze mistrz tego, który nie wiedział.
- Ciemność nadchodzi, światło odchodzi – zakłopotany uczeń, dziwił się ponownemu zapytaniu mistrza.
- A co ze światem się dzieje? – drąży temat mistrz.
- Znika, w ciemności go nie – uczeń odpowiada, lecz znając mistrza i jego mądrość analizuje swoją odpowiedź. Lecz cóż, nic innego powiedzieć nie może, prócz prawdy wypowiedzianej.
Zasmucił się mistrz:
- Rok zmarnowany – rzucił krótko i odszedł.
Następnego ranka, słońce jasno świeci, blask z niego bije, pięknie i jasno jest.
- Gdzie się ciemność podziała – pyta ucznia, zaraz po porannej modlitwie.
Umarła, odeszła, teraz jest światło, ciemności nie ma. Przyjemne to jest, widzieć znów słońce.
Zaśmiał się mistrz w duchu i odszedł.
- Gdzie się ciemność podziała – pyta ucznia, zaraz po porannej modlitwie.
Umarła, odeszła, teraz jest światło, ciemności nie ma. Przyjemne to jest, widzieć znów słońce.
Zaśmiał się mistrz w duchu i odszedł.
Trwało tak kilka dni, wieczorem i rankiem mistrz zadawał wciąż te same pytania uczniowi, aż ten trochę zniecierpliwił się, gdyż nic innego nie potrafił odpowiedzieć.
Pyta więc któregoś dnia:
- Mistrzu, mądrością jesteś, wiem to, szanuję Cię, lecz nie chcę wciąż odpowiadać na te same pytania.
Mistrz jakby nie słyszał, zawinął się i odszedł.
Pyta więc któregoś dnia:
- Mistrzu, mądrością jesteś, wiem to, szanuję Cię, lecz nie chcę wciąż odpowiadać na te same pytania.
Mistrz jakby nie słyszał, zawinął się i odszedł.
Następne dni i wciąż te same pytania i …odwiedzie te same.
Zdenerwował się uczeń, gdyż cierpliwość już tracił. Jak długo to trwać będzie- zastanawia się, wie, że gdzieś popełnia błąd, że gdzieś jakaś nauka jest, lecz nie potrafi jej rozpoznać.
Zdenerwował się uczeń, gdyż cierpliwość już tracił. Jak długo to trwać będzie- zastanawia się, wie, że gdzieś popełnia błąd, że gdzieś jakaś nauka jest, lecz nie potrafi jej rozpoznać.
Minął miesiąc – uczeń cierpliwość stracił. Zamiast w miłości być, w celebracji światła i dobra, dnie spędzał na rozważaniu jak długo to trwać będzie. A mistrz śmiał się w duchu.
I czas nastał próby.
Mistrz z lekkością, którą uczeń wziął za lekceważenie, znów pytanie to samo zadaje. Nie wytrzymał uczeń i krzyknął.
- Dość, cierpliwość straciłem.
- Gdzie światłość twoja, co się z nią stało, czyżby umarła? – pyta cichym, pełnym miłości głosem mistrz.
- Gdzie światłość moja, jestem nią, jestem, ona nie umiera, jest wieczna, tylko na chwilę w cień wszedłem złości – szybko, z ogromną emocją odpowiada sprowokowany uczeń.
- Gdzie światłość twoja ?– pyta mistrz spokojnie.
Cisza nastała, uczeń chwilkę zastawiał się i odparł:
- Mistrzu, chylę głowę przed twoją mądrością, ciemności nie ma jest tylko jasność, a to co ciemnością zwiemy prowadzi nas zawsze ku jasności i zrozumieniu. Dziękuję za ciemność, którą mnie obdarzyłeś, za uporczywe pytania, w nocy dzień się mieści a w złu dobro, trzeba tylko pojąć, że wszystko ze światłości wychodzi i mądrości.
- Tak, odrzekł mistrz – ten miesiąc ciemności, którą ci przyniosłem, dał więcej niż rok jasności, miłości i dobra, którym obdarowywałem cię w mej mądrości.
I czas nastał próby.
Mistrz z lekkością, którą uczeń wziął za lekceważenie, znów pytanie to samo zadaje. Nie wytrzymał uczeń i krzyknął.
- Dość, cierpliwość straciłem.
- Gdzie światłość twoja, co się z nią stało, czyżby umarła? – pyta cichym, pełnym miłości głosem mistrz.
- Gdzie światłość moja, jestem nią, jestem, ona nie umiera, jest wieczna, tylko na chwilę w cień wszedłem złości – szybko, z ogromną emocją odpowiada sprowokowany uczeń.
- Gdzie światłość twoja ?– pyta mistrz spokojnie.
Cisza nastała, uczeń chwilkę zastawiał się i odparł:
- Mistrzu, chylę głowę przed twoją mądrością, ciemności nie ma jest tylko jasność, a to co ciemnością zwiemy prowadzi nas zawsze ku jasności i zrozumieniu. Dziękuję za ciemność, którą mnie obdarzyłeś, za uporczywe pytania, w nocy dzień się mieści a w złu dobro, trzeba tylko pojąć, że wszystko ze światłości wychodzi i mądrości.
- Tak, odrzekł mistrz – ten miesiąc ciemności, którą ci przyniosłem, dał więcej niż rok jasności, miłości i dobra, którym obdarowywałem cię w mej mądrości.
Brak komentarzy: